M jak Muzeum

25/12/2013

Życzenia świąteczne

Tradycyjnie spóźnione najlepsze życzenia świateczne dla wszystkich moich czytelników – choć obawiam się, że nic nie przebije naszej dyrekcji i jej specjalnych „uprawnień”, które pozwoliły jej dać nam dzień wolny w wigilię. W wigilię Bożego Narodzenia, o Matko Boska!

Moi drodzy, nie da się ukryć, że parę razy już miałam ochotę skończyć z pisaniem. Pisałam o tym latem. O obrzydzeniu. Ileż można to wszystko prostować. Ludzie, myślenie nie boli! Rozejrzyjcie się dookoła! Uważnie, nie z głową spuszczoną do ziemi.

Czy rozwalenie z premedytacją działu grafiki współczesnej i wsadzenie tam kolejnej panienki naszego naukawego – nie mówiąc o tym co zrobiono z panią Anią – nikomu z Was nie dało nic do myślenia? Są granice, których nie powinno się nigdy przekraczać – a my jesteśmy świadkami niszczenia kolejnych działów, kolejnych osób, kolejnych tradycji…

Nawet na tym blogu moi oponenci grają nie fair, zamieszcząc komentarze wysyłane z tego samego adresu, podpisane różnymi pseudonimami, mające sugerować takie czy inne przeważające stanowisko na jakiś temat. To śmieszne, przecież ja zarządzam tym blogiem i bez większego trudu mogę to zobaczyć!  Mogłabym robić to samo. Mogłabym cenzurować komentarze, usuwając te, które są niegrzeczne, niewygodne dla mnie albo po prostu głupie. Mogłabym też napisać kilka pochlebnych dla siebie komentarzy i zamieścić je jako wyraz poparcia dla siebie. Dyskredytowanie przeciwnika w internecie nie jest niczym nowym. Podobnie jak budowanie pozytywnego wizerunku swojego klienta, patrz wielkie korporacje i – muzeum narodowe w jednym szeregu. Z jakiegoś idiotycznego powodu ja gram fair. Ale mam już trochę dosyć.

KOnfaCela

05/12/2013

Kaszki i laurki

Święta za pasem, no to świętujemy. Oprócz kaszki będą laurki, wszystke grzeczne sroczęta dostaną uścisk dłoni prezesa i dyplom. Kaszkę też, ale to już jak wiadomo nie wszyscy. To musi być radość!

Oprócz laurek i gratyfikacji Muzeum pospiesznie wydaje pieniądze podatnika na zakupy muzealiów. Problem w tym, że nie podchodzimy do tej sprawy merytorycznie, tylko przy tej okazji rozgrywamy swoje małe wojny, tak jak to było przy okazji tego nieszczęsnego Cybisa, co to go nasz naukawy chciał kupić dokad, na galerię? No cóż. Biedak przegrał w głosowaniu nie tyle ze względu na samo dzieło, co  na chęć zagrania mu na nosie. Wygrał bardzo przyjemny mebelek, który pewnie znajdzie swoje miejsce na innej galerii, albo gdzieś w magazynie, osobiście wolę sekretarę, problem polega na tym, ze potem ludzie mają wielką satysfakcję, że ach, jacy byliśmy solidarni, udało nam się utrącić zamiar zakupu kolejnego byleca wymyslonego przez naszego pana dyrektora. Ale przyjdzie czas, ze nasz naukawy przyniesie coś naprawdę ciekawego i – zamiast tego kupimy jakąś bzdurę. Ale może przeceniam naukawego, może nie ma się co martwić.

I jeszcze na koniec, panie Anie, co się z wami dzieje, te wszystkie przeprowadzki i przenosiny, o co tutaj znowu chodzi?! Co to za pacyfikacja i rekonstrukcja, żeby nie powiedzieć restrukturyzacja? No właśnie,  w zeszłym poście pisałam, ze milczenie ludzi przyzwoitych jest przyzwoleniem na czynienie zła, ze tak luźno przetłumaczę. I tutaj to na to wygląda.

KOnfaceLA

30/11/2013

Good men doing nothing

Nie, to nie jest normalne.
Nie, to nie jest żadna restrukturyzacja.
Nie, to co się dzieje, nie służy dobru muzeum.
Nie, to ze tym razem Ci się udało, nie znaczy, że nie zostaniesz trafiony przy kolejnym wywracaniu wszystkiego do góry nogami.
Niejaki Edmund Burke powiedział swego czasu: „The only thing needed for the triumph of evil is for good men to do nothing”. Rozejrzyj się dookoła. Być może powinieneś odnieść to do siebie?
Z umiarkowanym zaciekawieniem obserwuję konflikt toczący się w Centrum Sztuki Współczesnej i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że my to już przerabialiśmy. I ze niestety przerabiamy nadal. Nie ulega wątpliwości, że Piotrowski był szalony. Na nasze szczęście sam się podłożył – myślę o historii z Bitwą, a poza tym umiał się wycofać. A my byliśmy solidarni, tak jak obecnie są solidarni pracownicy Centrum Sztuki Współczesnej. Oni tam się porównują do Costy Concordii, sama nie wiem do czego należałoby porównać muzeum narodowe anno domini 2013?
Nasze sroczki dzielą kaszkę aż miło. Ach te nasze związki! Temu damy na miseczkę, temu damy na łyżeczkę, temu damy na pazurek, temu damy na podkurek, a temu nic nie damy, tylko łepek urwamy, bo ten ma szare pazurki, a ten nie chciał zjeżdżać z górki, bo kiedyś coś powiedział, bo na gałęzi nie siedział, bo przychodził w soboty, bo nie miał na nic ochoty…

KOnfacela

14/11/2013

Warzyła sroczka kaszkę…

Sądząc po reklamach w telewizji Boże Narodzenie za pasem, a na nas – jak co roku spadnie deszcz nagród pieniężnych, po prostu złoty deszcz… Może nawet postawi się choinkę, nie mówiąc o kolędach? Wprawdzie w Muzeum Historycznym na gwiazdkę w zeszłym roku dyrekcja zafundowała swoim pracownikom koncert piosenek Okudżawy, ale tak nisko jeszcze chyba nie upadliśmy?
Złoty deszcz? Niekoniecznie. Nasze znakomite związki jak zawsze twardo rozmawiały z dyrekcją, na skutek czego deszcz nagród pieniężnych w tym roku będzie uzależniony od naszych naszego dobrego sprawowania. To oznacza, że nie wszyscy dostaną po równo, tak jak było w zeszłym roku – mówię o pieniądzach z nadwyżek, tylko będzie to forma premii. Motywacyjnej. Czyli że będą tacy, którzy dostaną na łyżeczkę, inni dostaną na miseczkę, a niektórzy dostaną cały sagan. No i będą tacy, którym się łebek urwie, bo – co nie jest w naszym muzeum aż taką rzadkością – dochrapali się w międzyczasie nagany czy też upomnienia. I wtedy nie ma kaszki. Tu mała dygresja, widać wyraźnie, że nagany przestały wystarczać i teraz dyrekcja z punktu grozi zwolnieniem dyscyplinarnym. A swoją drogą, jak to możliwe, że tak nisko upadliśmy?…
KONFACELa

04/11/2013

Wąglik muzealny

Kiedy to się wreszcie skończy? Ja rozumiem, że dawna szefowa działu oświatowego nie jest osobą łatwą we współżyciu i że niestety jej młodzi koledzy postanowili to ujawnić, tzn. jesienią ubiegłego roku poszli na skargę do dyrekcji. Co już samo w sobie jest czymś głęboko niesmacznym, czy też wręcz  – niestosownym, no bo do kogo poszli? Do dyrektora ds. promocji? Też mi sędzia! Efektem tego działania jest zwolnienie – chyba już przesądzone, mimo listu kuratorów* – osoby, która ten dział stworzyła i wykształciła całe to młode towarzystwo, które nowa szefowa – dostała w prezencie. A ponieważ jest to pani, która poza tym, że kocha sztukę, nie ma dużo do powiedzenia, więc – cieszmy się, że m i e l i ś m y świetną kierowniczkę tego działu.

Pytam, kiedy to się skończy, bo przecież w Muzeum Plakatu też nam się szykują zmiany. Opowiadają, że tajemniczy sprawca zadzwonił na policję z informacją, że w muzeum jest bomba, po czym policja, przybywszy na miejsce zadowoliła się oświadczeniem, że bomby na pewno nie ma i żeby sobie pojechali z powrotem. Najbardziej dziwne jest to, że policja uwierzyła w to i odjechała. Słusznie uwierzyła, bo bomby oczywiście nie było, ale dyrekcja sąsiedniego pałacu – nie było jak by pałacu w Wilanowie – biegiem zarządziła przeszukanie całego terenu, oskarzając potem kurator Muzeum Plakatu o zaniedbanie, z gatunku tych rażących. Ha. Pamiętam, że swego czasu Wilanów miał jakieś problemy z wąglikiem, więc być może grasuje tam jakiś wariat… Albo czlowiek ma już trochę dosyć, to mozliwe…

I na koniec. W ostatniej „Polityce” jest nudny ogórek Sarzyńskiego,  z niby-rankingiem polskich muzeów narodowych.  No i – głupia sprawa – ustepujemy Krakowowi.  A pod jakim względem ustępujemy, ano dostaliśmy po 3 pkt na 5 możliwych z „orientacji na widza”, „warunków ekspozycji” i „programów edukacyjnych”.  Przy czym „warunki ekspozycji”  to modernizacje, adaptacje i inwestycje, które podwyższają standard obcowania ze sztuką”, a owa „orientacja” to „udogodnienia i rozwiązania dające widzowi większy luksus zwiedzania”. Hej, czyżby pan Sarzyński nic nie słyszał o naszym remoncie? I co, nie podoba mu się? Serio? Nasze  tandentne ścianki z meblościanki i gumowej pianki mu się nie podobają? Nasza knajpa zawieszona białym tiulem plus carpaccio z brokułów? Eh, ci dziennikarze!

*Kto nie podpisał? Zgaduj-zgadula- złota-kula-misia-bela!

KonFacEla

27/10/2013

Młodości, ty nad poziomy wylatuj!

Po co nasza droga dyrekcja spotyka się ze związkami i radą pracowników? Ano, po to żeby oznajmić, że w rok po ostatniej „ restrukturyzacji” czekają nas kolejne zwolnienia. Niby wszystko jest w porządku, prawda? Dyrekcja patrzy z góry i widzi więcej i żadne związki, nie mówiąc o radzie nie powinny protestować. Jeśli dobrze rozumiem, powinny naszej dyrekcji z a u f a ć. Że wie lepiej, co jest dobre dla muzeum. Osobiście jestem przekonana, że dyrekcja wie, co jest dobre – dla niej i dla jej dobrych znajomych. Nie będę rozwijała tematu, bo wszyscy doskonale wiedzą, o czym mówię. A swoją drogą, czy nie wiadomo na mieście o jakimś świetnym kandydacie na stanowisko kuratora Muzeum Plakatu w Wilanowie? Typuję: jakiś młody wilczek, potomek jakichś znajomych któregoś z dyrektorów, świeżo po studiach albo w trakcie, najlepiej żeby kochał sztukę, może po kulturoznawstwie? Specjalista od muzyki rockowej? Menadżer jakiegoś zespołu albo asystent reżysera? Będzie super. Napisałam o tym potomku i jednak nie. Nasz wonga-duet nie potrafi się starzeć z godnością, więc otacza się młodymi ludźmi, sądząc, że to paniom pomoże na zmarszczki i problemy z poruszaniem…  Ale nie są to dzieci znajomych. Tylko znajomi jako tacy. Nasze panie nie lubią starych kobiet, starych ludzi, za to lubią młodych chłopców i dziewczynki. Bo wtedy im się wydaje, że są młodsze.

Dla tego wszystkiego, o czym napisałam wyżej, nie jestem w stanie zaufać naszej dyrekcji. Napatrzyłam się ci ja na tych młodych szefów, co to kochają sztukę i jeszcze nie skończyli studiować. Gdybyż tylko ten „specjalista”, co zastąpi długoletniego kuratora Muzeum Plakatu, widział, co to plakat, to już będzie dobrze!

Takich młodych szefów, przyznaję – po dyplomie! jeden ma nawet doktorat – mamy paru w różnych działach. Wszyscy w cuglach wygrywali wszystkie konkursy: starożytność!  numizmatyka! inwentarze! oświatówka! po prostu rewelacja… dopóki człowiek nie musi wejść w bliższy kontakt z danym działem.

I jeszcze jedno. Na poniedziałkowym zebraniu Solidarności dowiedzieliśmy się, że oba związki podpisały porozumienie, które, mówiąc w dużym skrócie, uniemożliwia naszej dyrekcji zabranie nam premii regulaminowej i oddanie jej  jako premii uznaniowej jakiemuś wybrańcowi. Gdybyż nasza premia regulaminowa decydowałaby o tym, czy pojedziemy na wakacje do Maroka, czy pod namiot, to może i byłabym za. Ponieważ jednak nasze pensje – jestem starym pracownikiem, nie mówię o dworze – pozwalają nam zaledwie na przeżycie – byłoby to działanie, no cóż, aż mi głupio to pisać – niemoralne.

KONFACELa

18/10/2013

Niekorzystna transakcja czyli ciemny lud nie wszystko kupi

To nudne, ale widać musze się powtarzać ad nauseam. To że do naszego znakomitego działu promocji zatrudni się kolejnych krewnych i znajomych królika niczego nie zmieni. Zwolnimy jakąś specjalistkę od łyżek, czy innych dzbanków, a potem jakąś konserwatorkę, dajmy na to od drewna, czy innych tkanin i co? zatrudnimy kolejnego dyletanta od promocji? I co on będzie promował? A może jak to ostatnio bywa – będzie nam organizował kolejne eventy, jakieś pokazy mody, wieczorki zapoznawcze, gale prezesów  itp. szopki?  Czy do naszych paniusiek ciągle nie dotarło, że trzeba mieć CO promować i że to COŚ tworzą pracownicy merytoryczni? I jeśli oni czegoś nie wymyślą, a konserwatorzy tego nie zakonserwują, to umarł w butach. Oczywiście można sobie wmawiać, że Guercino jest lepszy od Caravaggia, ale nie wszyscy chcą w to wierzyć, nasz ciemny lud nie wszystko kupi i jakoś nikt nie chce się ustawiać w kolejce… podobnie jak było z Rothką. I nie ma co liczyć, że nasz dyrektor naukaewy coś wymyśli, albo dzięki swoim kontaktom miedzynarodowym (yy??) zapewni nam jakieś interesujące wystawy, bo już widać, że żadnego chleba z tej mąki nie będzie.

I jeszcze wracając do planowanej „restrukturyzacji” – jak wiadomo od jakiegoś czasu muzeum rokrocznie nie wydaje całości pieniędzy przeznaczonych na płace. Jak się wydaje, sytuacja finansowa muzeum jest całkowicie ustabilizowana i nie ma powodu, żeby odmawiać związkom zawodowym, kiedy te skamlą o podwyżki. I ja rozumiem, że nasza dyrekcja ma to nagrane, taki tekst, który nam puszcza przy byle okazji, że nie mamy pieniędzy, ale muzeum nigdy nie miało pieniędzy, zawsze to słyszałam, od kiedy tu pracuję.  Nie zmienia to faktu, że obecna dyrekcja nie troszczy się o ludzi i nie myśli o ich potrzebach. Dobry dyrektor troszczy się o swoich ludzi, tu uściślę – o wszystkich swoich ludzi, a nie tylko o swój dwór – i dba o to, żeby zatrudniać jak najwięcej fachowców z prawdziwego zdarzenia. Bogactwem tego miejsca są nie tylko zbiory, ale i jego ludzie. I wymiana pracowników merytorycznych na specjalistów od promocji wydaje mi się niekorzystną transakcją.

KonfaCela

06/10/2013

Guercino czyli ryż z owsa

Ależ tak!  Guercino to jest taka wystawa, jaką powinno się pokazywać w Muzeum Narodowym. Sztuka nowożytna pokazana w nowy sposób, nowe odczytanie twórczości znanego artysty, pokazanie artysty nigdy szerzej nie pokazywanego w Polsce, przypomnienie go po latach, w nowym współczesnym kontekście, prezentacja rezultatów badań naukowych, odpowiedź na jakieś zapotrzebowanie społeczne  – różne cele przyświecają komisarzom wystaw. Oprócz tego są wystawy-gotowce, podróżujące po świecie z różnych – najczęściej finansowych powodów. Miejscowy komisarz może i powinien je uzupełnić własnymi lub dopożyczonymi  obrazami z innych źródeł.  Tak było z Rothką i tak też zrobiono z Guercinem. Trzy lata temu Piotrowski w odpowiedzi na propozycję przyjęcia tej samej wystawy odpowiedział, że moglibyśmy ją zrobić, gdyby udało się, cytuję: „zdesakralizować Guercina”. Swego czasu tego rodzaju wysiłki podejmowali towarzysze radzieccy, czego najlepszym przykładem było Muzeum Ateizmu we Lwowie*… Nasze paniuśki też boją się różnych religijnych konotacji niczym diabeł święconej wody, ale pamiętam, że w wywiadzie dla „Polityki” nasza droga M. powiedziała, że Guercina zrobiłaby, cytuję: „po bożemu”.  No i mamy wystawę Guercina. I co?

I nic.

Ja wiem. W albumie, tym, co to się robił przez niewiadomo ile czasu – opowiadają, że nasz dyrektor naukawy pół roku zbierał się do napisania eseju, zresztą trudno się dziwić, skoro oprowadzając po swojej galerii na pytanie, dlaczego wybrał tego, a nie innego artystę, odpowiedział, że to jego znajomy – no więc w albumie o historii naszego muzeum nie ma śladu po innych dyrektorach, jest tylko Lorentz, potem długo, długo nic – i na koniec nasza paniuśka, a wszyscy pozostali zniknęli jak sen złoty! No cóż. Ja wiem, że boli, że Ruszczyc i Folga stanowią nieustający problem – nawet jeśli się nie dopuszcza pewnych rzeczy do świadomości. Niestety, w starciu Guercino versus Caravaggio zezulek o jasnej i zdrowej cerze przegrywa z awanturnikiem, prowdzącym bezbożne życie… I w ogóle buńczuczne zapowiedzi, jak to Guercino wygra z Caravaggiem są nieprzyzwoite i śmieszne. Po pierwsze nie ma porównania w sensie jakości artystycznej. Ja wiem, że współczesna historia sztuki odrzuca pojęcie arcydzieła, ale to nie jest sztuka współczesna. Tylko barokowa. Poza tym, Caravaggio w przeciwieństwie do zezulka został – może nie tak dobitnie jak Vermeer, ale jednak – odkryty na nowo w XX wieku, wpisany do kanonu najznakomitszych malarzy, którzy pchnęli ówczesną i późniejszą sztukę na nowe tory. Próba zdystansowania tej miary artysty jest śmieszna. A poza tym… jeśli już pominiemy kryteria naukowe, to gdzie są te kolejki przed muzeum, które były przed szesnastu laty? Gdzie sukces medialny? Już kiedyś o tym pisałam. Nasz dział promocji musi mieć CO promować. Nie czepiam się Guercina, ale i w Warszawie, i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu.

KoNFACELa

*Mieściło się kościele Dominikanów, który dziś jest na powrót kościołem.

25/09/2013

Guercino czyli Doda

Ciekawie było się dowiedzieć, gdzie jest defibrylator, ale ten, kto będzie go szukał w nagłej potrzebie, niekoniecznie wpadnie na pomysł, żeby zadzwonić akurat do dowódcy straży… Ale to drobiazg.

Teraz o otwarciu Guercina. Po raz kolejny okazało się, że władza nas kocha i że jest świetnie, i rzeczywiście, do pewnego momentu było świetnie, tylko ktoś nie pomyślał, że przy tej ilości wina należało zapewnić jedzenie. A może problem leży gdzie indziej. Może nie należało wpuszczać na muzealne marmury wszystkich tych nowych ludzi, których nasza promocja uzbierała po jakichś peryferiach życia towarzyskiego w Warszawie. Tu małe wyjaśnienie dla ludzi spoza branży, każda instytucja kulturalna musi mieć swoją publiczność i trzeba na to zapracować, odnośne działy promocji tworzą specjalne listy, według których wysyła się zaproszenia. W wyniku różnych nieodgadnionych działań naszych młodych kolegów z działu komunikacji i programów publicznych różni ludzie, nie mający nic wspólnego z kulturą wysoką, od jakiegoś czasu zaczęli robić za naszą nową publiczność. Ja rozumiem, że miło jest popatrzeć na morze głów, falujący tłum widziany z podestu, ale w tym przypadku ilość nie przechodzi w jakość. Bywalcy wernisaży w Muzeum Narodowym w Warszawie niekoniecznie muszą być celebrytami, znanymi z kolorowych pisemek dla kobiet i portali towarzyskich typu Plotek, ponieważ – niestety – całe to mocno szemrane  towarzystwo nie umie się zachować. To znaczy – po spożyciu alkoholu obija się o ściany, awanturuje głośno, szarpie się ze strażnikami (sic!), nie chce wyjść, a wychodząc dopija kolejne kieliszki. Po czym rzuca te kieliszki na ziemię, co oznacza, że następnego dnia po wernisażu w szacownym muzeum na podłodze wala się rozbite szkło, nie mówiąc o zniszczonych łazienkach, powyrywanych dozownikach na mydło itp. atrakcjach.

Owszem, tez uważam, że kultura wysoka nie powinna się izolować. Obecność Dody na wernisażu Wywyższonych była poniekąd uzasadniona. Ale to już chyba przesada, nie mówiąc o tym, że tych ludzi Guercino kompletnie nic nie obchodzi. Imponują im marmury, przestronne wnętrze, złote ramy obrazów. I nic więcej. Więc po co?…

konfaceLa

17/09/2013

Ciepły roztwór sody oczyszczonej

Napuszczanie na siebie pracowników merytorycznych i administracji ma w tej instytucji długą tradycję – wiem, że trudno w to uwierzyć, ale metoda ta nie została wymyślona przez obecną dyrekcję.  Jak to mówią, divide et impera. Wiedział o tym Lorentz, wiedział i Ruszczyc. Kością niezgody może być absolutnie wszystko, z śluzowaciejącą zawartością lodówki włącznie. Warto o tym pamiętać, kiedy dostaniemy kolejną instrukcję obsługi np. windy (czy to nie merytoryczni złośliwie albo bezmyślnie wpychają do środka przycisk i trzeba go wymieniać za ciężkie pieniądze?). Co do lodówki będę się upierała, że nie jest to moja sprawa, Perfekcyjna Pani Domu zaleca w takich wypadkach  wyrzucanie z lodówki wszystkiego bez wyjątku przynajmniej dwa razy w miesiącu. A do mycia – ciepły roztwór sody oczyszczonej!

I jeszcze tylko mała uwaga do pierwszego, oczywiście – anonimowego – komentarza do poprzedniego postu. Instytucja taka jak nasza (nie mamy statusu instytucji naukowej!) powinna ze wszech miar popierać udział swoich pracowników w konferencjach zagranicznych, bo to buduje prestiż tego muzeum.  Jeśli ktoś ma w tej kwestii wątpliwości, to chyba nie powinien tutaj pracować, obojętnie czy jest to ktoś z administracji, czy pracownik merytoryczny. Co do tego pierwszego, to chciałoby się powiedzieć, ne sutor supra crepidam. A jeśli to pracownik merytoryczny, to Hospody pomyłuj! A w ogóle to, panie Anie, chapeau bas i nie dajcie się sprowokować!

KOnfaceLa

Następna strona »

Blog na WordPress.com.